Harold Becker to jeden z wielu amerykańskich reżyserów, których pozornie możemy nie kojarzyć. A jednak gdy wchodzimy w stronę o jego osobie okazuje się że sporo filmów przecież już gdzieś widzieliśmy. Problem jest taki że kompletny brak charakterystycznego stylu, własnych pomysłów i indywidualnego podejścia do scenariuszy sprawia że wielu nigdy nie skojarzy nazwiska Becker. No ale twórca sam jest sobie winien.
"Taps" to jak każdy film reżysera, wart zobaczenia zbiór dobrych i słabych pomysłów. Fajnie się chłonie akcje, dialogi przykuwają uwagę, ale między czasie patos i przewidywalność po prostu drażnią. Byłem przekonany że to wszystko tak się skończy, a szkoda, bo tylko zaskoczenie mogło uczynić ten obraz innym od tysięcy innych made USA. Mamy więc dzieło zaledwie niezłe, trzymające się w kupie dzięki kilku świetnym scenom. Spotkanie bohatera z ojcem, monolog Kerby'ego o umieraniu dla sprawy, czy bójka w szkole to na prawdę świetne momenty. Między nimi znajdziemy niekończące się defilady, dość oczywiste rozważania i na siłę wepchnięte sceny akcji. To wszystko niezbyt ze sobą współgra.
Nie ma co ukrywać jest tutaj jeden spory magnes, który sprawia że to trzeba zobaczyć. Hutton, Penn i Cruise w swoich pierwszych wielkich rolach. W zasadzie ten ostatni nie do końca mnie przekonał wiecznie wkurzoną miną. Ale dwaj pierwsi zagrali popisowe role, kto wie czy nie jedne z lepszych w całej karierze. Imponujące zważywszy że byli wtedy w moim wieku. Mocne 6, właśnie za aktorstwo.